r e k l a m a
StartRecenzjeFilmyRecenzja filmu: Matrix: Rewolucje

Recenzja filmu: Matrix: Rewolucje

Kolejny odcinek Matrixa zaczyna się od tego, że nie ma już braci Wachowskich, tylko Lana Wachowska oraz Andi Wachowski. Oczywiście, że ta zmiana nie znalazła odzwierciedlenia i w ogóle nie miała żadnego wpływu na scenariusz Matrixa. Jednak jest to jeszcze jeden tajemniczy wątek głębokiego życia autonomicznego odrębnej kultury Matrixa…

Część Trzecia: Złamanie systemu czy koniec historii?

Otóż, napięcie wzrasta. Maszyny coraz bliżej podchodzą do Sionu. Ludzie szykują się do wojny. Czas Apokalipsy zbliża się. Neo jest jedyną nadzieją. Chociaż większości ludziom trudno uwierzyć w to, czego nie wiedzieli na własne oczy. Tutaj, jak i w poprzednich częściach filmu, jest bardzo ostro wyrażona potrzeba zaufania i wiary. Żeby otrzymać efektywne skutki w swoim życiu, na liście preferencji wybór wiary musi być na pierwszym miejscu. Nadal, tak naprawdę nie wiemy od czego zależy nasze życie. Od naszego wyboru? Czy nasz wybór jest oczywisty dla systemu. Jesteśmy wyłącznie w systemie utopijnym i niezależnie od naszej decyzji, naszego wyboru, koniec jest niezbędny.

Drugi odcinek filmu skończył się na tym, że Neo stracił świadomość. Nadal nie może on powrócić do siebie. Leży nieprzytomny obok Bejna (Ian Bliss). Morfeusz podejrzewa, że przyczyna tego tkwi w tym, że Neo zgubił się w Matrixie, chociaż to z zasady nie jest możliwe, ponieważ nie jest do niego podłączony…

Mobil Ave – przystanek Metro, gdzie wszystko jest wymalowane na biało, a zegarek spokojnie idzie w kierunku czasu przybycia pociągu. Neo przebywa w czymś podobnym do czyśćca. Przejście między światem realnym a Matrixem. Władzą tutaj jest Przewoźnik (Bruce Scence), który nadaje prawo do przejazdu. On właśnie pracuje dla Merowinga, więc żeby wyciągnąć stąd Neo, Morfeusz i Trinity muszą go odwiedzić.

Neo udało się uwolnić. Nie tracąc czasu idzie on do Wyroczni, gdzie ma filozoficzny dialog o Agencie Smithie. Ten dialog niestety nie jest już podobny do tych fantastycznych dialogów z pierwszej części Matrixa, które tak lubimy. Generalnie trzecia część jest najbardziej „hollywoodzka”. Niesamowita ilość efektów, obecność rozpusty, dużo walki. Ten odcinek bardziej kojarzy się z akcją, a nie z wzorcem cyberpunka.

Jeżeli pierwsza część była głównie skupiona na życiu w Matrixie, druga dzieliła równie świat realny i świat wirtualny, to w trzeciej części prawie cały czas obserwujemy realność. Atak na miasto jest już na tyle bliski, że wojsko Sionu stoi gotowe na pozycjach…

Kiedy walka się zaczyna, nikt nie podejrzewał, że będzie ona tak długo trwała. Pół godziny w realnym czasie. Niesamowita akcja, wybuchy, krzyki. Dużo kul i odwagi.

W „krótkim”, półgodzinnym czasie Sion otrzymuje wiadomość, że zbliża się do nich jeden z okrętów ratowniczych, które wcześniej wyleciały na poszukiwania okrętu Morfeusza, który opuścił Sion. Okręt ma sporą szansę pomóc w walce, poprzez zastosowanie systemu promieniowania elektromagnetycznego. Ten system zabija maszyny, również psuje system bezpieczeństwa miasta. Czasowo obecność okrętu uratowała miasto. Ale to jeszcze nie koniec… To była tylko pierwsza akcja.

W tym czasie Neo wyruszył do miasta maszyn w celu zawarcia z nimi umowy… Propozycja polega na tym, że on zniszczy Smitha, który chce przejąć władzę nad całym światem, w zamian maszyny opuszczą tereny Sionu. To było ryzykowne działanie podobne do samobójstwa, ale jednak Neo udało się spotkać z głównym komputerem i wynegocjować tą umowę. Główny komputer podłącza Neo do Matrixa i przez chwilę widać jak on już idzie ulicą. Pada niewyobrażalny deszcz, w kroplach którego uśmiecha się Agent Smith. Wszystko jest przygotowane dla ostatecznej walki. Cala ulica jako arena ozdobiona klonami Smitha. Uczestnicy mocno wymieniają się ciosami. Tego nie można oglądać bez wyrażenia komentarzy. W tym momencie czujesz się jak na arenie, gdzie sportowcy uprawiają boks, chociaż wizualnie to wygląda jak Mortal Combat – robią fataliti, jedno za drugim. Widz może się zdziwić jak zmienił się Matrix. Jak nabył nowych aspektów, kolorów, ruchów, ale stracił też urok. Walka staje się coraz bardziej agresywna, ale nikt nie może zwyciężyć. Wreszcie Neo poddaje się Smithowi, uświadamiając beznadziejność sytuacji. I w tym klucz. Czasami, żeby zyskać przewagę trzeba się „poddać”.

Smith przenika w ciało Neo. Pojawia się światło i…Wszystkie klony Smitha zaczynają padać, a maszyny opuszczają tereny Sionu. Świat uratowany. Tym razem ludzie dostają nowe prawa. Jako idealne zakończenie trylogii, na niebie Matrixa pojawia się tęcza. A w powietrzu zawisa pytanie – proroctwo się spęłnio?!? On umarł za nas…

Wrażenia z filmu są niejednoznaczne. Po części coś jeszcze ostało się z tego Matrixa, którego uwielbiamy; z innej strony w filmie zostało wykorzystane osiemdziesiąt cztery efekty specjalne. Co ciekawie, że efekty te chce się policzyć w trakcie przeglądania. Trzecia część posiada lepszy wizerunek, ale zgubiła swoją ciekawość i filozoficzność. Często się zastanawiasz: oglądasz film, bo jest ciekawy, czy oglądasz go, bo oglądałeś poprzednie dwie części. Panuje odczucie oszustwa. Rewelacja pierwszej części. Krytyka drugiej oraz próba rehabilitacji dzięki trzeciej części. Ale wydaje się, że grupa celowa dla której został zrobiony pierwszy film oraz grupa celowa dla której był zrobiony trzeci film – to są różne grupy ludzi. Jeżeli początek był intelektualny, filozoficzny, odsyłał widza do przemyślenia tematu, dyskusji w kręgach naukowych, to część finalna bardzo pasuje do środowisk rekonstrukcyjnych. Gdzie ludzie mogą się fajnie zabawić, „grając” w „walkę za wyzwolenie Sionu”.

Czy jest w tym wina kogoś? Czy to po prostu niemożliwość stworzenia oryginalnego scenariusza? Bracia Wachowscy pisali scenariusz przez pięć lat. W ciągu tych lat był wytworzony cały świat, niesamowity świat. Świat w którym możesz mieć dwa sensy życia, ale wybrać jeden: czerwony – próbując odczuć realność czy niebieski nadal ciesząc się radościami obecnego życia. Zastanawiasz się czym jest prawda? Czy nasze życie zależy od naszego wyboru? Gdzie jest koniec prostej? Generalnie Wachowscy wymyślili na tyle dużo, że ekranizacja ta – to po prostu fantazja z motywem idei głównej. Pierwotnie, Wachowscy mieli cel nagrać historię z najbardziej smutną końcówką, która reglamentuje beznadziejność życia ale takiej, która stała się happy-endem. Także, dużo fragmentów zostało wyeliminowane z filmu. Możliwe, że film stracił na tym, ponieważ pierwotnie był to idealny system zegarka szwajcarskiego, w którym każdy drobiazg jest ważny i wszystko wyjaśnia. Zostały wyrzucone pewne części i możliwe, że dzięki temu u widza powstaje tak dużo pytań co do Matrixa, dzięki temu można zatem kreować własne teorie i rozwiązania.

W zasadzie, druga i trzecia część były nagrywane w Australii jako jeden wielki film, który producent podzielił na dwie części. Filmowanie trwało ponad dwieście dni. Do projektu było zaangażowanych osiemset osób. Jeszcze dwa i pół tysiąca ludzi uczestniczyło w nim od czasu do czasu. W projekt ten zainwestowano sto milonów dolarów. Co do samej walki za Sion – to ona kosztowała inwestorów czterdzieści milionów dolarów. Możliwie więc, że nie można było wszystkiego wcielić tak jak było to zaplanowane w pierwotnym scenariuszu – po prostu nie dało się fizycznie.

Jest faktem, iż dzięki Matrixowi, świat dostał fantastyczny dyskurs, oraz wiele nowych teorii i wizji w kwestii pochodzenia świata. A którą wybrać? Jak mówił klucznik: „Swoje drzwi poznacie”…

To be continued…?

Recenzja filmu: Matrix: Rewolucje

„Matrix: Rewolucje”

reżyseria
Andy Wachowski
Lana Wachowski
produkcja
USA, Australia
czas
138 min.

scenariusz
Andy Wachowski
Lana Wachowski
muzyka
Don Davis
zdjęcia
Bill Pope
Data premiery: 5 listopad 2003 (Polska)
27 październik 2003 (Świat)
Ocena: 8+/10
Wydanie DVD / Bluray: Tak / Tak
Recenzja filmu: Matrix: Rewolucje ZAJAWKARZ HOME SITE POLECA Recenzja filmu: Matrix: Rewolucje

Podsumowanie i ocena końcowa

Autor publikacji

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Reklama