r e k l a m a
StartRecenzjeKsiążkaRecenzja książki: "Ja Inkwizytor. Kościany Galeon"

Recenzja książki: „Ja Inkwizytor. Kościany Galeon”

Niekwestionowanym nazwiskiem nr 1 polskiego rynku fantastyki jest twórca Wiedźmina, Andrzej Sapkowski. Kto zajmuje drugą lokatę, trudno tak naprawdę stwierdzić, ponieważ pretendentów można znaleźć przynajmniej kilku. Jeden z nich to z pewnością Jacek Piekara, autor obrazoburczej utopii, ojciec Mordimera Madderdina, najsłynniejszego z inkwizytorów. Jakiś czas temu miała miejsce premiera następnego tomu przygód pana o inicjałach M.M. „Ja Inkwizytor. Kościany Galeon”, bo taki nosi tytuł, w zamierzeniu ma spajać cykl i być najmroczniejszą z części. Z pewnością imponuje długością – bodaj najobszerniejsza ze wszystkich – jednak jak wyglądają pozostałe zapewnienia wydawcy w starciu z szarą, nieupiększaną pochlebstwami rzeczywistością?

Mordimer jako inkwizytor nieposiadający licencji Jego Ekscelencji biskupa Hez-hezronu musi imać się różnych zajęć, często nieprzystających do jego jakże szlachetnej profesji. Tym razem dostaje zlecenie rozwiązania kłopotów pewnego zamożnego kupca i jego olśniewającej, pięknej żony. Sprawa wydaje się mocno ponura, tajemnicza, niejasna i zagmatwana, chodzi bowiem o zaginięcie bliskiego przyjaciela i formalnego członka rodziny. Poza oczywistą i szczerą troską o losy towarzysza, w grę mogą wchodzić też prywatne, niezbyt szlachetne pobudki. Trop prowadzi na opustoszałe, zapomniane przez Boga i niemal wszystkich ludzi Wyspy Farerskie. Mordimer, który już niejednokrotnie dał poznać się jako człowiek wygodny, raczej wzbrania się przed nużącą i niebezpieczną podróżą, jednak koniec końców nie dostaje wyboru. Mroczny archipelag staje się areną niesamowitych wydarzeń, starciem potęg, w porównaniu z którymi inkwizytor jest zaledwie nic nieznaczącym pyłkiem na wietrze.

Akcja toczy się bardzo leniwie, gdyż autor chyba za punkt honoru postawił sobie napisanie najdłuższego ze wszystkich tomu i wykorzystanie tego faktu do promocji książki. Prawie każde wydarzenie, każdy dialog rozwleczono do granic możliwości. Ale rozwleczono z klasą, ponieważ nie mogę mieć zastrzeżeń warsztatowych do żadnego fragmentu. Gawędziarskie umiejętności pana Piekary zostały tutaj ukazane w pełnej krasie. Książkę czyta się naprawdę znakomicie, mimo gabarytów jest spokojnie do połknięcia w jeden dzień. Oczywiście, co bardziej niecierpliwi czytelnicy mogą się znudzić, gdyż aby sytuacja rzeczywiście się rozwinęła, trzeba sporo poczekać i przebrnąć przez morze literek. Osobiście owym oczekiwaniem i brnięciem delektowałem się zamiast frustrować, ale to już kwestia indywidualnych upodobań.

Trudno napisać coś nowego o głównym bohaterze – jest on dokładnie taki sam, co w innych częściach. Nie zmienił się nawet o jotę, wciąż porywa niebanalnym zestawem zdolności, niebywałą elokwencją, oczytaniem, powodzeniem u płci przeciwnej oraz wieloma innymi. Doskonałość Mordimera może męczyć i męczy. Przyznam jednak, że jako weteran serii zdążyłem już do niej przywyknąć. Kwituję ją raczej z pobłażliwością niż z niesmakiem. Aczkolwiek rozumiem tych bardziej wymagających.

Nieco rozczarowuje konfrontacja z tytułowym Galeonem. Nie chcę zanadto spoilerować i zdradzać szczegółów fabuły, ale Piekara robi naprawdę niezłą otoczkę głównemu wątkowi, by w kulminacyjnym momencie poświęcić mu bodajże półtorej strony. Wygląda to nieco tak, jakby chciał stworzyć atmosferę niesamowitości, potęgi i grozy, a kiedy nadeszła pora na rzetelne wyjaśnienia, zabrakło kreatywności i zbyto je paroma zdaniami. Nieładne i nieprofesjonalne zachowanie.

Totalnie irytuje mnie też wtórność w tworzeniu damskich postaci. Większość została napisana chyba tylko po to, aby dać się zaciągnąć do łóżka Mordimerowi. Znużeniem napawają też opisy tej jednej, jedynej, która akurat w danej części jest najpiękniejsza – wyglądają, jakby odbito je przy pomocy powielacza i jedynie delikatnie pozmieniano szczegóły. Zawsze tak samo niebywale piękne, zawsze zachwycające od pierwszego spojrzenia, delikatne, kruche, mądre… Chociaż muszę przyznać, że tutaj i tak pokuszono się o coś niekonwencjonalnego. Epilog przygód z pewną młodą damą wyszedł nader udanie, oryginalnie i…. chyba, psiakrew realistycznie. Za to wielki plus.

Większość innych zalet i wad mógłbym żywcem przepisać z poprzednich recenzji Zupełnie nie rozumiem, dlaczego akurat „Kościany Galeon” miałby być przełomowy czy spajający serię. Nagromadzenie niesamowitych zdarzeń, potężnej magii i znajomych postaci nie przekracza normy, przyjętej dla całego cyklu. Przy wyznawanych przez siebie zasadach, autor mógłby napisać jeszcze ze trzy podobne powieści w drodze do miejsca, gdzie rozpoczyna się akcja „Sługi Bożego”. I patrząc na dotychczasowe osiągnięcia, właśnie tego należy się spodziewać.

Oczywiście lekko ironizuję, jednak „Kościany Galeon” to ni mniej, ni więcej, a kolejny tradycyjny tom przygód inkwizytora. Nie dostrzegam w nim nic (albo bardzo niewiele) nowatorskiego. Jeżeli podobały Wam się poprzednie części, tą także nie powinniście się zawieść. Jeżeli liczycie na jakieś konkrety w oczekiwaniu na „Czarną Śmierć”, darujcie sobie – czeka was jedynie rozczarowanie. Osobiście podchodzę już do Mordimera jak do kogoś, kto zawiódł mnie wiele razy – już chyba nigdy nie zaskoczy mnie negatywnie, bo niczego wielkiego się po nim nie spodziewam. Dlatego odłożywszy na bok wszelkie oczekiwania, dotyczące kanonicznych kontynuacji i zapomniawszy o największej obsuwie w historii polskiej fantasy, otrzymamy kawałek całkiem niezłej rozrywki. Niewygórowane wymagania kluczem do satysfakcji?

Opis Wydawcy:

Oto on, inkwizytor i Sługa Boży, człowiek głębokiej wiary.

Minęło 1500 lat od kiedy Jezus zszedł z krzyża, utopił we krwi Jerozolimę i podbił Rzym. Światem rządzą inkwizytorzy.

Inkwizytor Mordimer Madderdin zostaje nakłoniony, by w poszukiwaniu zaginionego bogacza, wyruszyć w daleki rejs na północ od Szkocji. Nieoczekiwanie w czasie tej podróży zdarzą się gorsze wypadki niż sztorm, atak piratów czy napaść morskich potworów. Na horyzoncie zjawi się coś co zagraża życiu i duszy każdego chrześcijanina…

Czy inkwizytor może zawrzeć przymierze z księciem piekieł?

Czy Demony potrafią modlić się do Boga?

Czy raj to tylko ułuda stworzona przez zło?

Najdłuższa i najbardziej mroczna z opowieści o Mordimerze Mdderdinie łącząca cały cykl w całość.

Warto było czekać.

okładka

„Ja Inkwizytor. Kościany Galeon”

O Autorze książki:

autor

Jacek Piekara(ur. 19 maja 1965 w Krakowie) – polski pisarz fantasy, dziennikarz i redaktor czasopism o grach komputerowych („Świat Gier Komputerowych”, „Gambler”, „Click!”, „GameRanking”, pseudonim: Randall), a także redaktor naczelny czasopisma „Fantasy”. Studiował psychologię i prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Emigrował do Wielkiej Brytanii. Obecnie mieszka w Warszawie. Publikował pod pseudonimem Jack de Craft. Debiutował w sierpniu 1983 opowiadaniem Wszystkie twarze szatana na łamach miesięcznika „Fantastyka”. Jego pierwszą powieścią był Labirynt (1987). Obecnie znany głównie z cyklu opowiadań o czarodzieju Arivaldzie z Wybrzeża oraz opowiadań o Mordimerze Madderdinie… Współpracował przy tworzeniu scenariusza gry komputerowej Książę i Tchórz, w której występuje Arivald – postać z jego opowiadań. Z czołówką polskich aktorów pracował jako reżyser dubbingów, prowadził również autorskie programy w radiu WAWA.

Podsumowanie
Recenzja książki: Ja Inkwizytor. Kościany galeon
Plusy Nagroda
  • Kolejna niezła opowieść ze świata Mordimera
  • Ciekawa fabuła
  • Znakomity warsztat autora
Recenzja książki: "Ja Inkwizytor. Kościany Galeon"
Minusy
  • Niedopracowane fragmenty
  • Miejscami zbyt rozwlekła
  • Historia nie wnosi nic nowego…
Ocena

Podsumowanie i ocena końcowa

Autor publikacji

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Autor publikacji

Reklama