r e k l a m a
StartRecenzjeKsiążkaRecenzja książki: "Hobbit" - J.R.R. Tolkien

Recenzja książki: „Hobbit” – J.R.R. Tolkien

Pisanie recenzji książek wydanych kilkadziesiąt lat temu jest sztuką niewątpliwie trudną, wyzwaniem, któremu nie wszyscy są w stanie sprostać. Rzecz ma się zupełnie inaczej, niż w przypadku opiniowania najnowszych produkcji, kiedy to pomiędzy recenzentami trwa swoisty wyścig o jak najszybsze przeczytanie danego tytułu i skomponowanie poprawnego jakościowo artykułu, ażeby podzielić się refleksjami ze zniecierpliwionym czytelnikiem. Pozycje starsze (rzekłbym nawet „klasyczne”, gdyby to słowo w dzisiejszych czasach nie oznaczało powieści, które przeczytać wypada, bo ktoś tak kiedyś powiedział) mają swoją ugruntowaną pozycję pośród konsumentów i ustaloną renomę na rynku wydawniczym. Jak więc zebrać się do tak trudnego i niewdzięcznego przedsięwzięcia? Jak wykonać je rzetelnie? Zwłaszcza jeżeli pragniemy wziąć na warsztat powieść-legendę, którą każdy zainteresowany zapewne przeczytał kilka razy, a najciekawsze momenty może cytować z pamięci? Rozkładam ręce w geście bezmiernej rozpaczy i pytam – cóż mogę napisać nowego o „Hobbicie”, autorstwa Johna Ronalda Reuela Tolkiena?

Wielu mądrych ludzi nieraz łamało sobie głowy nad fenomenem Tolkienowskiej prozy. Moim zdaniem, jej największym atutem jest to, że w ogóle nie przystaje do naszej cywilizacji, do obrazu współczesnego społeczeństwa. Nie oszukujmy się; żyjemy w czasach cynizmu, pragmatyzmu, całkowicie pozbawieni jakiegokolwiek romantyzmu, niepodatni na wyższe przeżycia, zaś przejawy uczuć czy okazywanie troski o innych traktowane jest w kategoriach słabości. Te piękne baśnie, adresowane do każdego – od najmłodszego berbecia, który ledwo nauczył się czytać i z trudem jeszcze składa literki, do staruszka w bujanym fotelu, umilającego sobie egzystencję lekturą – docierają do naszych głęboko zakrytych pokładów wrażliwości – jeżeli coś takiego jeszcze posiadamy. Pokładów, ukazujących, iż w każdym z nas drzemie niepoprawny marzyciel oraz wszyscy pragniemy postępować pięknie i dumnie, niczym herosi ze starożytnych sag. Tolkien ukazuje nam, że to możliwe; wszak Bilbo Baggins, główny bohater „Hobbita” nie wyróżnia się zupełnie niczym… Na pierwszy rzut oka, oczywiście.

Dla tych, co ostatnie pół wieku spędzili w podziemnych norach (ale nie tych hobbickich, przytulnych, tylko ponurych goblińskich pieczarach), sparaliżowani i pozostający bez żadnego kontaktu ze światem, przekazuję informację – powieść Tolkiena przedstawia perypetie Bilbo Bagginsa, żyjącego do pewnego czasu spokojnie, zgodnie ze zwyczajami swojego ludu. Nie wchodzi nikomu w drogę; jego myśli zaprząta zazwyczaj najbliższy posiłek, poobiednia drzemka lub tego typu przyjemności. Przygody to według niego niebezpieczna, niepotrzebna rzecz, przez którą można spóźnić się na kolację. Sielankę przerywa nagłe pojawienie się licznej kompanii krasnoludów pod wodzą Thorina Dębowej Tarczy. Przybyli oni aby nająć hobbita jako włamywacza do drużyny, a także zaoferować mu udział w wyprawie po legendarne skarby smoka Smauga. Jakim cudem zawędrowali aż do Shire, niewielkiego kraiku zamieszkanego przez niziołków, o którym mało kto słyszał? Za wszystkim stoi Gandlaf Szary, powszechnie szanowany i ceniony twórca fajerwerków. W przerwach pomiędzy tym ciekawym zajęciem bierze udział w różnorodnych, fantastycznych ekspedycjach, od czasu do czasu ratując świat przed sługami ciemności.

Akcja ma miejsce w Śródziemiu, czyli w najpopularniejszym ze wszystkich kiedykolwiek wykreowanych uniwersów. Popularność owa jest zresztą w pełni zasłużona; bowiem Śródziemie, dzięki perfekcjonizmowi Tolkiena (a także spadkobiercom pisarza, którzy zajmują się jego spuścizną literacką), pracującemu nad nim przez dziesięciolecia, zostało dopracowane i dopieszczone do perfekcji. Nie uświadczymy tutaj żadnych nieścisłości, żadnych błędów czy niedociągnięć – ba, niemalże wszystkie postacie mają powyznaczane dokładne daty narodzin i śmierci, rozrysowane drzewa genealogiczne oraz prywatną, uporządkowaną historię… Starożytne królestwa, nie są tak jak w innych produkcjach, na wpół legendarnymi cywilizacjami, o których wspomina się raz czy dwa, unikając wszelkich szczegółów. Historia, najważniejsze wydarzenia, daty powstania, upadku… Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność, gdyż Śródziemie to właściwie pełnoprawny świat, z własną mitologią, tragicznymi i podniosłymi chwilami, przez który przetoczyło się (i wciąż się toczy) setki ras, kultur, bitew… Do dziś pozostaje niedoścignionym wzorem dla współczesnych pisarzy fantasy. Oczywiście, rzeczy które tutaj wymieniłem, nie zmieściłyby się w chudziutkim „Hobbicie” – dość powiedzieć, że Historia Śródziemia, wydawana w latach 1983-1996 liczy sobie… dwanaście tomów. Zainteresowanych odsyłam do tego monumentalnego dzieła, jednakże muszę zmartwić tych, którzy nie posługują się biegle angielskim – tylko dwie pierwsze części zostały przetłumaczone na język polski. Polecam także wspaniały „Sillmarilion”, opowiadający w większości o Dawnych Dniach i początkach Śródziemia – następne arcydzieło Tolkiena.

Styl powieści – kolejny przebłysk geniuszu autora – jest podniosły, właściwy gawędzie przy ognisku, kiedy to niektórym wydarzeniom nadaje się patetyczny wydźwięk, a niektóre, niemniej ważne, zbywa kilkoma zdaniami, ale jednocześnie przystępny dla zwykłych zjadaczy chleba. Tolkien jest solą w oku tych wszystkich krytyków, lekceważących gatunek fantasy (a takich nie brakuje) – ponieważ jego niezwykle bogaty język oraz forma, którą nadał swoim dziełom, automatycznie stawiają go w czołówce światowej literatury wszechczasów. A im ktoś taki – piszący o elfach, wojownikach, zaklęciach i pierścieniach – zwyczajnie nie pasuje. Udowadnia także, iż o sprawach prawdziwie ważkich można pisać w sposób zarówno patetyczny jak i lekki, uzyskując perfekcyjną stylowo hybrydę, jak również okrasić je fascynującą fabułą. Te dokonania przeważnie obce są większości pisarzy, których twórczość tytułuje się mianem „klasyki”.

Z każdą kolejną przeczytaną stroną „Hobbita” coraz bardziej przywiązywałem się do bohaterów, wspólnie z nimi przeżywając niebezpieczne przygody, odwiedzając piękne, baśniowe lokacje i potykając się z przeróżnymi wrogami. Sama historia obfituje wręcz w interesujące, różnorodne wydarzenia – wspomnę chociażby o wizycie w legowiskach dostojnych orłów, kultowym już pojedynku na zagadki pomiędzy Bilbem a Gollumem, uwięzieniu w lochach króla Mrocznej Puszczy i spektakularną ucieczkę w beczkach, ryzykowne wykradanie skarbów Smaugowi czy wreszcie finałową Bitwę Pięciu Armii… Uff, sporo tego, uwierzcie. Magia tolkienowskiej prozy sprawia, że po zakończeniu czujemy, jakbyśmy sami uczestniczyli w podróży, a pozostali stają się naszymi najwierniejszymi kompanami na dobre i na złe. Czytając „Władcę Pierścieni”, wybuchnąłem śmiechem, dowiedziawszy się jednej rzeczy – Bombur (jeden z krasnoludów z kompanii Thorina) przytył tak okropnie, że aby przejść kilka metrów, musi korzystać z pomocy sześciu krzepkich krasnoludów! Od razu przypomniała mi się jego imponująca tusza a także sny o jedzeniu, jakich doświadczał w wyniku nieszczęśliwej przygody w Mrocznej Puszczy… Jednocześnie, chwilę później naszła mnie następująca refleksja – fakt niegdysiejszego uczestnictwa w doniosłych wydarzeniach w żaden sposób nie zwalnia nas od ciągłego eliminowania własnych niedoskonałości; w innym wypadku możemy skończyć właśnie jak stary, poczciwy Bombur, zniszczony przez słabość, wydającą się niespecjalnie groźną.

Zapraszamy na poniższe podsumowanie.

Podsumowanie:

Pisząc o „Hobbicie” nie sposób nie wspomnieć o jego filmowej adaptacji w reżyserii Petera Jacksona. Napisałem „filmowej adaptacji”, chociaż właściwszym określeniem byłoby „nieudolna próba przeniesienia na ekrany”. Cyfrowy „Hobbit” urzeka charakterystyką cudownie wyglądających bohaterów, bajkowymi, zapierającymi dech w piersiach krajobrazami Śródziemia (szczególnie Erebor i Shire) i… To byłoby na tyle pozytywów. Dodane idiotyczne wątki (np. uczucie zakwitające pomiędzy krasnoludem a elfką, wprowadzenie Legolasa jako jednoosobowego komanda, masowo eksterminującego wszystkich przeciwników), przesadne rozciągnięcie filmu, zupełnie nierealistyczne sceny, efekciarskość, niekiedy nuda wyzierająca ze szklanego ekranu… Prawdopodobnie przesadzam, tak ostro wypowiadając się na ten temat. Być może znajdzie się w owych filmach więcej zalet, jednakże wierzcie mi na słowo – w porównaniu z powieścią Tolkiena (a taki punkt odniesienia stosuję rzecz jasna w recenzji) wygląda niczym domowy burek przy dostojnym królu dżungli.

Tolkien na stałe zapisał się w historii literatury, popełniając dzieła całkowicie zmieniające oblicza fantastyki. I chociaż „Hobbitowi” sporo brakuje do jednej z najlepszych powieści wszechczasów, jaką jest wspominany przeze mnie wcześniej „Władca Pierścieni”, to jednak wciąż jest to pozycja kultowa, której nie wypada nie znać. Jej niezliczone walory – estetyczne i artystyczne – sprawiają, że ponadczasowy przekaz trafi do każdego pokolenia, zaś bajkowy świat niepostrzeżenie skradnie nam kilkanaście bądź kilkadziesiąt cennych godzin życia.

Będziemy mu jednak za to bardzo wdzięczni.

okładka

„Hobbit”

O Autorze książki:

autor

J.R.R. Tolkien – John Ronald Reuel Tolkien – angielski filolog i pisarz. Jako autor powieści Władca Pierścieni, której akcja rozgrywa się w mitycznym świecie Śródziemia, stał się jednym z prekursorów współczesnej literatury fantasy.

Współpracował przy powstaniu największego słownika języka angielskiego, wydawanego zaraz po I wojnie, Oxford English Dictionary. Znał (w różnym stopniu) ponad 30 języków, głównie wymarłych, germańskich i celtyckich: m.in. łacinę, starożytną grekę, hebrajski, gocki, nordycki, staroislandzki, anglosaski, staroirlandzki, średniowieczny i współczesny walijski, niemiecki, niderlandzki, szwedzki, duński, norweski, hiszpański, francuski, lombardzki, włoski, fiński, esperanto, rosyjski, uczył się także polskiego, lecz uważał go za trudny język i nie potrafił się nim dobrze posługiwać.

Urodzony 3 stycznia 1892 w Bloemfontein w Oranii, zmarł 2 września 1973 w Bournemouth…

Podsumowanie
Recenzja książki: Hobbit
Plusy Nagroda
  • Arcydzieło
  • Genialny, dopracowany świat
  • Wspaniałe postacie
  • Styl narracji
  • Fabuła
Recenzja książki: "Hobbit" - J.R.R. Tolkien
Minusy
  • Mogłaby być dłuższa!
Ocena

Opis Wydawcy:

Pierwsza książka Tolkiena zdobyła tak ogromną popularność, że dziś trudno wręcz spotkać kogoś, kto nie słyszałby o hobbitach. Od 1937 roku jest nieprzerwanie wznawiana na całym świecie.

Tolkien napisał ją dla swoich dzieci, ale stała się klasyką i wstępem do Władcy Pierścieni.

To właśnie w Hobbicie Tolkien po raz pierwszy odmalował wypełnioną przez smoki, czarodziei i magiczne przedmioty krainę, którą przemierzają niezwykli bohaterowie w odwiecznej walce dobra ze złem.

Hobbit to opowieść o niezwykłej podróży podjętej przez krasnoludy, które wyruszają wykraść strzeżone przez smoka złoto. Ich nieoczekiwanym partnerem staje hobbit Bilbo Baggins. Bilbo, jak wszyscy hobbici, bardzo sobie ceni dobre jedzenie, spokój i wygodę, ale jego udziałem staje się wielka przygoda…

Podsumowanie i ocena końcowa

Autor publikacji

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Autor publikacji

Reklama